Jestem Charlie

I am Charlie, Ana Charlie, Ani Charlie, Jestem Charlie… Dziś na wszystkie języki odmieniamy francuskie „Je suis Charlie”. W geście solidarności i niezgody na fanatyzm, który uważa, że można, a nawet należy, zabijać w imię Boga.

  1. „Allahu akbar” – miał krzyknąć dziś jeden z zamachowców w redakcji „Charlie Hebdo”, który przyniósł śmierć 12 osobom w Paryżu. Nie znam się na teologii, ale trudno mi przyjąć, że może istnieć jakikolwiek Bóg, który każe zabijać. Tym trudniej przyjąć, że mogą istnieć ludzie, którzy zabijają w imieniu tego rzekomego Boga. Problem w tym, że ci ludzie istnieją. Zbyt często wydaje się nam, że są gdzieś tam, na Bliskim Wschodzie i dalej. Tam toczą swoje wojny w imię swojego Boga, tam budują swoje „Państwo Islamskie”. To tam uciekinierzy przed nowymi porządkami mieszkają w prowizorycznych barakach i namiotach w obozach dla uchodźców. Dopóki nam bezpośrednio nie zagrażają i nie pukają do naszych drzwi, niekoniecznie uważamy, że to w ogóle nasza sprawa.
  1. Może przez chwilę stają się naszą sprawą, kiedy na morzu pojawiają się kolejne porzucone statki z uchodźcami lub tak jak teraz – kiedy jesteśmy wstrząśnięci zbrodnią w Paryżu. Bo może to jednak jest nasza sprawa. Tysiące wyznawców Państwa Islamskiego, w tym kobiet (o czym niedawno pisałam), są gotowi porzucić bezpieczne i komfortowe życie na Zachodzie i przyłączyć się do wojny. I nie zawsze są to przecież muzułmanie od urodzenia. Często są to ludzie, którzy mają dość tego wszystkiego, co reprezentuje rozpasany i rozwiązły Zachód, owładnięty żądzą pieniądza, pornografią i wszelkim złem. Państwo „czysto” islamskie jest dla nich odpowiedzią, przystanią, wartością, dla której i za którą warto umierać. Islam w wersji proponowanej przez „kalifa” Ibrahima czy Zawahiriego jest kuszącym magnesem – dla wszystkich, którym Zachód wydaje się ucieleśnieniem wszelkiego zła. Takiemu Zachodowi należy się przecież surowa kara za jego styl życia, za jego wojnę przeciwko światowi islamu, za złe traktowanie muzułmanów…
  1. Dziś kilku takich prawdopodobnie fanatyków z zimną krwią zamordowało w Paryżu 12 osób, w zemście za szydzenie z ich Boga i z ich religii. Wykonali precyzyjną egzekucję w sercu Europy, w siedlisku zła, jakim jest dla nich redakcja satyrycznego pisma. Był to zamach na wszystko to, co reprezentuje tradycyjna Europa. W pojęciu fanatyków nie istnieje przecież wolność słowa. Więcej, są słowa, za które można stracić życie z rąk egzekutora. Ten wymierzy swą karę z imieniem Boga na ustach.
  1. Zamach w redakcji „Charlie Hebdo” miał nas przestraszyć. Nas – zwykłych obywateli, nas – dziennikarzy, nas – władzę, nas – Europę. Nałożyć kagańce, być może zastanowić się nad sensem uczestniczenia w koalicji walczącej z Państwem Islamskim, być może wywołać poczucie zagrożenia i nieufności wobec wszystkich muzułmanów, którzy mieszkają obok nas. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo to byłoby doskonałą pożywką dla kolejnych terrorystów. Dowodem na to, że ich metody działają.
  1. Muzułmanie są częścią Europy, przybysze, ich dzieci, a także ci, którzy wybrali tę religię. Wśród nich być może są także fanatycy. I to ich, a nie wszystkich imigrantów oraz wyznawców islamu, należy się obawiać. To przeciwko nim powinny być skierowane wysiłki państw i ich służb, bo to oni z fanatyków mogą szybko stać się terrorystami. Tylko oni.

W takim dniu jak dziś nie wypada nie powiedzieć po prostu: Je suis Charlie. I am Charlie. Ana Charlie. Ani Charlie. Jestem Charlie.

Fot. FUMIGRAPHIK, Flickr, CC by 2.0.

Fot. FUMIGRAPHIK, Flickr, CC by 2.0.