Bramkarz strzela

Byłem drugim najmłodszym piłkarzem w Azji, grałem w młodzieżówce syryjskiej, potem w FC Karama – mówi szczupły, ciemnowłosy chłopak, ciemne, głęboko osadzone oczy, rzadki, młodzieńczy zarost. Bassit Sarut w wieku zaledwie 20 lat stał się jednym z liderów rewolty w Homsie, ikoną syryjskiej rewolucji. Jest też jednym z bohaterów filmu „Powrót do Homs”, wyświetlanego w ramach festiwalu WATCH DOCS w Warszawie.

„Powrót do Homs” widziałam przed kilkoma dniami. Sala w kinie Muranów wypełniona była po brzegi, dużo młodych ludzi. Patrzyliśmy na tego młodego chłopaka, bramkarza, w którego dzieciaki z Homsu zapatrzone były jak w obraz, gdy pokazywał im sztuczki na boisku, gdy jechał ulicą, gdy wreszcie na nią wyszedł, niesiony na ramionach kolegów. Droga Bassita to droga dużej części syryjskiej rewolty, która zaczęła się od tego, że ludzie przełamali cały swój strach przed Asadem, muchabaratem, szabbihą i po prostu wyszli na ulice.

Bassit też wyszedł, śpiewał o wolności, ucisku Asada, wzywał do ustanowienia strefy zakazu lotów nad Syrią… Na demonstracjach ludzie śpiewali z nim, skandowali, tłum falował rytmicznie. To jednak się skończyło, jak mówił potem Bassit, zrozumieli, że nigdy nie wygraliby metodami pokojowymi.

sierpień 2014 r. Fot. Facebook

sierpień 2014 r. źródło: Facebook

basset6Widzimy przeistoczenie się zwykłego chłopaka, który przy odrobinie szczęścia mógłby grać w najlepszych klubach (Asad ponoć zaprosił go do Damaszku na spotkanie, oferował karierę w zamian za wystąpienie w proreżimowej telewizji Al-Dunja i złożenie samokrytyki. Bassit odmówił), w żołnierza z karabinem na ramieniu, w kamizelce kuloodpornej, obwieszonego granatami, celującego do kogoś idącego po ulicy: – Dobrze, że nie strzeliłem, to była kobieta – mówi Bassit w filmie Talala Derkiego.

Patrzymy na ofiary snajperów, także dzieci, brak sprzętu, lekarstw, powoli wyludniające się miasto, slalomy przez wykute otwory w ścianach mieszkań, bo to chroni przed snajperami, problemy z bronią, chwile zwątpienia, śmierć najbliższych kolegów, przyjaciół. W tym wszystkim Bassit, coraz bardziej zmęczony, kilkakrotnie ranny, załamany brakiem wsparcia. Już nie śpiewa swoich piosenek o wolności, ale po śmierci jednego z towarzyszy broni, krzyczy z rozpaczy, by jego krew nie poszła na marne.

W końcu wychodzi z miasta, by – jak tłumaczy – zorganizować sprzęt, aprowizacje, ludzi. Wraca po jakimś czasie (w filmie nie wyjaśniono, kiedy dokładnie): – Patrzę na Homs, ale nie wiem, gdzie jestem. O, tam jest budynek, w którym spałem – mówi Bassit.

Rzeczywiście, przed nami ulica, przed wojną gęsto zabudowana domami, teraz te, które jeszcze je przypominają, mają wyłupione okna, rozpalone stropy, tam gdzie powinna być ściana, nie ma nic, przepaść, ruiny.

Reżyser pyta, czy po wojnie Bassit chciałby być trenerem. On mówi, że to nie dla niego, nie ma wykształcenia, ale chętnie chciałby zostać kowalem, ożenić się. Marzenia o prostym życiu. Mamy wrażenie, że od chwili, gdy zszedł z boiska, minęły wieki, trudno nam też wyobrazić go sobie w kuźni.

Tyle film.

Ostatni rebelianci z ostatnich broniących się dzielnic w Homsie wyszli z miasta na początku maja tego roku, wcześniej ewakuowano też cywilów i rannych, którzy przetrwali trwające ponad trzyletnie oblężenie. Rebelianci – z tego, co wiadomo – wycofali się do wiosek otaczających Homs.

Co z Bassitem? W maju w internecie pojawiło się wideo, nakręcone jeszcze w Homs, tuż przed opuszczeniem miasta. Bassit, w czarnej czapce bejsbolowej, zwraca się do liderów Frontu Al-Nusra i Państwa Islamskiego, by wszyscy stanęli do „walki ramię w ramię, byśmy walczyli ramię w ramię, bez politykowania, bez wewnętrznych niesnasek”. – Tak jak wy, i my jesteśmy muzułmanami i tak jak waszym celem jest, by prawo boskie zapanowało na świecie, to też jest naszym celem – mówi Bassit. 

Ma pretensje „z miłością” do tych, którzy są na zewnątrz, ale wie, że nie są rozpolitykowani, mają wspólne cele, walczą w imię Najwyższego: – Ugrupowania te bardzo dbają o islam, ale wśród nich jest grupa, która mówi, że jesteśmy narkomanami, kobieciarzami i nie jesteśmy prawdziwymi muzułmanami – mówi. Nie podoba mu się, by za samo zapalenie papierosa na ulicy można stracić głowę.

Mówi, że światu nie udało się ich stąd wykurzyć, wychodzą z Homs z podniesionym czołem, dumni. Nie dlatego, że „oni” tak chcą, ale wbrew nim. – Oni marzyli, byśmy wyszli, by mieć chwilę spokoju. Jest nas tylko 1200 i trzymaliśmy całe dzielnice, największy strateg nie uwierzy, że byliśmy w stanie utrzymać takie tereny, chociaż wojsko próbowało wchodzić z różnych stron. Jesteśmy ością w gardle całego świata, komplikujemy plan, by Syria była państwem alawickim.

I jeszcze: – Nie jesteśmy alawitami ani szyitami, byśmy bali się pasa szahida czy samochodu pułapki – to jest nasza siła. Kiedy stąd wyjdziemy, wzywam, byśmy byli jedną ręką z Nusrą i Da’aszem [Państwo Islamskie – A.Z.], byśmy odzyskali ziemie, które dziś opuszczamy.

W Internecie można też znaleźć takie zdjęcie Bassita z flagą Państwa Islamskiego (wygląda jednak inaczej niż towarzyszący mu na zdjęciu mężczyzna, ubrany jest w zwykły T-Shirt, ma odkryte łokcie). Maj 2014 r., źródło: Facebook

W internecie można też znaleźć takie zdjęcie Bassita z flagą Państwa Islamskiego (wygląda jednak inaczej niż towarzyszący mu na zdjęciu mężczyzna, ubrany jest w zwykły T-Shirt, ma odkryte łokcie). Maj 2014 r., źródło: Facebook

To było maj 2014 r. Dziś rano od mieszkającego w Polsce zaprzyjaźnionego kolegi Syryjczyka, który od lat angażuje się w pomoc dla Syrii, dostałam wstrząsające zdjęcie Bassita: owinięta całunem twarz, zamknięte oczy, tampony z gazy wetknięte w nozdrza. Jego głowa leży na złotej poduszce, podtrzymywana przez młodego chłopaka w żółtym T-shircie, jakby chciał „ustawić” ją do zdjęcia, do ostatniej fotografii Bassita. Poruszające… Nie wiem tylko, kiedy go zabili, gdzie, kto, w jakich okolicznościach, mam masę pytań.

Dosłownie po kilku chwilach wszystko okazuje się żartem. Kolega wyjaśnia, że Saruta i jego kumpli bombardują gdzieś pod Homsem. Tłumaczą, że w Homs jest teraz moda na takie selfie i robią to, by rozładować stres, bo ich ciągle bombardują. Proszą o wybaczenie i modlitwę.