Czy kogoś obchodzi ta wojna?

Z wojną w Syrii dzieje się to samo, co działo się z długotrwałymi wojnami domowymi w innych częściach świata – Kolumbii, Sudanie czy na Bałkanach. Powszednieje.

Zainteresowanie i mediów, i odbiorców (zresztą nakręcane wzajemnie) systematycznie słabnie. Najpierw schodzi z pierwszych stron gazet, potem dłuższe artykuły ze środka zastępowane są krótkimi notkami, by z czasem i te zeszły z łamów. Czasem wraca jakąś ciekawostką albo gdy rozlew krwi przekroczy stałą średnią. Co tam w Syrii, słyszę czasem, ale coraz rzadziej.

Tymczasem tam nic się nie zmieniło, a przynajmniej nie zmieniło się na lepsze. Krwi z każdego dnia jest tyle, że może zalać pierwsze strony gazet na całym świecie. I nie zalewa. Bo ileż w Bogocie, Kinszasie, Suwałkach czy Ułan Bator można czytać, co tam w tej okropnej Syrii? No ileż?

Jeśli także Państwo uważacie, że już dość i wystarczy, absolutnie zrozumiem. Może nawet nie doszliście do tego zdania, bo ileż można o tej okropnej Syrii czytać w Warszawie czy Bydgoszczy?

Napiszę jednak, że w tej okropnej Syrii toczy się ta okropna wojna. Codziennie rozlewa się krew na pierwszą stronę. Końca nie widać. W tej chwili siły rządowe nabrały wiatru w żagle, bo udało im się odbić ostatnią część Homsu, która była w rękach rebeliantów. Teraz bastion opozycji przechodzi w ręce armii Asada. To było długie oblężenie – dwa i pół roku życia w gruzach, w głodzie i biedzie. Dziś władze w Damaszku świętują zwycięstwo, bo udało im się przegnać ostatnich bojowników poza rogatki miasta. Na początku roku z oblężonych dzielnic ewakuowano ponad 1000 cywilów, teraz uwolniono też przetrzymywanych tu żołnierzy armii Asada i w ramach porozumienia pozwolono na dostarczenie pomocy humanitarnej do dwóch wiosek w Aleppo opanowanych przez opozycję, ale z większością szyickich mieszkańców. 1:0 dla Asada.

Radość z tego symbolicznego zwycięstwa burzy jednak potężna eksplozja, jaka wstrząsnęła dziś hotelem Carlton w Aleppo. Stoi on tuż obok aleppijskiej cytadeli, służył jako baza dla żołnierzy Asada. Kolejna rana w tym mocno już poranionym mieście. Tuż obok jest przecież wejście do M’dine, stareńki suk, w dużej części strawiony przez wojenny ogień. I sama cytadela też przecież oberwała. Arabskie media piszą, że do podłożenia ładunków wybuchowych prawdopodobnie wykorzystano wykopane pod hotelem tunele. Opozycja-Asad – 1:1.

Zresztą opozycja to dość pojemne określenie. Bojówki powiązane z Al-Kaidą tłuką się między sobą, ostatnio o zaprzestanie bratobójczych walk zaapelował nawet sam Al-Zawahiri. Trudno więc rozpoznać fronty. Przebiegają one niemal w każdą stronę: Wolna Armia kontra Islamskie Państwo Iraku i Lewantu, Al-Nusra kontra Islamskie Państwem Iraku i Lewantu (teraz jest chwilowo spokój), Al-Nusra kontra Wolna Armia, wszyscy kontra Asad.

W tej wojennej atmosferze władze szykują igrzyska, czyli wybory prezydenckie. Dla oficjalnej propagandy to przykład demokratyzacji Syrii, bo w szranki z obecnym prezydentem mógł stanąć przecież każdy. Ładne, ale nieprawdziwe.

Jak popatrzeć z bliska, to ordynacja ustawiona jest tak, że pula osób, które mogły się zgłosić, jest naprawdę ograniczona. Po pierwsze, potrzeba było 35 podpisów poparcia od posłów z syryjskiego parlamentu (w sumie jest ich 250, a każdy mógł poprzeć tylko jednego kandydata – łatwo więc policzyć, że zgłosić się mogło nie więcej niż 7). Po drugie zarówno obywatelstwo kandydata, jak i obojga jego rodziców musi być z urodzenia, a nie z nadania. Po kolejne – kandydat nie mógł być nigdy karany za przestępstwo (nawet jeśli wyrok już się zatarł). To z marszu eliminuje sporą część syryjskiej opozycji, która przecież i za Hafeza, i za Baszara siedziała w więzieniach. Nie można mieć małżonka nie-Syryjczyka. Ten punkt narobił małego zamieszania, gdyż żona Baszara, Asma, ma też brytyjski paszport. Szybko wytłumaczono więc, że przecież jest też Syryjką. Uprasza się o nieczepianie się. No i dwa kolejne punkty: konieczność przebywania w Syrii przez ostatnie 10 lat plus brak innego obywatelstwa. To już ostatecznie grzebie jakiekolwiek szanse na teoretyczny choćby udział w tych wyborach takich ludzi jak Burhan Ghalioun czy Geogre Sabra.

Ostatecznie w wyborach wystartuje trzech kandydatów. Prócz Asada zarejestrować udało się 46-letniemu Macherowi Hadżarowi, obecnemu posłowi, członkowi koncesjonowanej przez reżim komunistycznej opozycji, i Hassanowi Abdullahowi Al-Nouriemu, 54-letniemu wykładowcy zarządzania zasobami ludzkimi z amerykańskimi dyplomami w kieszeni, doradcy i partnerze kilku zachodnich firm i szefa jednej instytucji przy prezydencie.

Takie to będą wybory. Wynik nieprzewidywalny do samego końca. Jedyne, co możemy dziś powiedzieć, to że wygra Asad. Reszta bez zmian.

 

Freedom House, Flickr CCby2.0.